Samotność, która leczy 1024 683 Maciej Pepke

Samotność, która leczy

Niejednokrotnie mówi się o tym, że mamy teraz epidemię samotności. Powodów tego jest wiele. Na przykład to, że coraz częściej przeżywamy wypalenie, które wcale nie musi być zawodowe. Jedną z pierwszych rzeczy, które nam wysiadają podczas wypalenia to empatia, bo jak mamy się przejmować życiem innych ludzi, kiedy nasze jest rozregulowane? Dochodzi też do tego paradoks samotności. Im bardziej potrzebujemy drugiego człowieka, tym bardziej czuć od nas desperacją, która odstrasza. Ludzi do nas bardziej ciągnie, kiedy mogą się poczuć bezpieczniej, bo ich nie potrzebujemy. No to skoro ich potrzebujemy, a żeby przyszli mamy ich nie potrzebować, to jak to zrobić? Nie da się. A przecież to naturalna reakcja wychodzić do ludzi kiedy czujemy się samotnie. Im bardziej jesteśmy spragnieni, tym zachłanniej pijemy, ale człowiek co z klimatyzowanej willi obserwuje takiego zachłannie pijącego z ich węża ogrodowego nie wie, że ten człowiek wraca właśnie z tułaczki po pustyni. Mówi się też, żeby nie wchodzić do sklepu, kiedy jest się bardzo głodnym, bo weźmie się niewłaściwą, a może nawet niezdrową dla nas rzecz, gdy ten głód zaburza nasz osąd. To samo się dzieje w przypadku ludzi i jest szczególnie istotne dla osób świeżo po związku.

Kolejnym problemem jest zbiorcza nieumiejętność autoregulacji swoich emocji. Tyle czasu spędzamy z telefonem, że od razu można się zanurzyć w rozpraszaczach. Jeśli coś nie utrzyma naszej uwagi przez 10 sekund, odpuszczamy sobie i znajdujemy kolejnego rozpraszacza. Tę samą umiejętność podświadomie przekładamy na relacje z ludźmi. W technologiczny wir krótkich materiałów można wpaść na bardzo długo, a jak już oderwiemy się od tego, albo co gorsza, ktoś nas oderwie, to jakoś nie tryskamy energią. Bo takie użycie technologii wytłumia ciało migdałowate i układ limbiczny na chwilę, a po odłożeniu urządzenia te wszystkie emocje i myśli wracają z jeszcze większą intensywnością. Wiele osób zapycha tak każdą chwilę, więc kiedy dochodzi już do interakcji, to zapewne właśnie w tym zjeździe potechnologicznym, kiedy musimy się zmagać wieloma bodźcami jednoczenie. Tymi odkładanymi technologią na później i tymi teraźniejszymi. Wtedy tworzy się to rozdarcie, przez które sabotujemy radość z socjalizowania i czujemy się samotni nawet w towarzystwie.

Z pewnością brzmi to ponuro i niestety długo bym tak mógł mówić. Ale chciałbym zaoferować nutkę optymizmu, ten promień słońca na ciemnych chmurach. Bycie samemu nie musi oznaczać samotności. Kiedy ograniczamy jedzenie może to być wynikiem świadomego wyboru, że idziemy na dietę, a może to być konsekwencja braku dostępu do jedzenia, bo na przykład nas nie stać. Z punktu widzenia ciała jest tak samo jeśli chodzi o spożyte kalorie, ale inaczej się z tym czujemy. Też inaczej przeżywamy rozstania, kiedy ktoś nas rzuci, a inaczej kiedy to my wychodzimy z relacji z własnego wyboru.

Trzeba wykonać trudne zadanie wytrzymania z samotnością. I to jest krok pierwszy. To nie jest proste jak wciśnięcie przełącznika, ale trochę trzeba w tym wytrzymać i pozwolić sobie na tę samotność. To boli, cholernie boli, ale to trochę jak operacja na dolegliwość przewlekłą. Trzeba rozbabrać, zagoić i czasem też przejść rehabilitację, a potem można się cieszyć wolnością od dolegliwości. I ten ból stanowi super nauczyciela. Czego się uczymy? Uczymy dawać sobie tego, czego oczekiwaliśmy, że inni ludzie nam dadzą.

Analiza transakcyjna, z której czerpie kilka nurtów psychologicznych, mówi o skutkach zaburzenia delikatnej równowagi naszych wewnętrznych stanów ego. Te stany są określane mianem wewnętrznego dziecka, które nam towarzyszy najdłużej, wewnętrznego rodzica, który opiekuje się tym dzieckiem i zachęca do eksplorowania świata, oraz wewnętrznego dorosłego, który wykracza poza instynkt i stara się mocno stąpając po ziemi.

Na początku naszych żyć, byliśmy beztroscy, bo to inni wypełniali te funkcje za nas. Czasem do stopnia, w którym balans zostaje zaburzony w przyszłości. Ta ostra, świadoma samotność to żyzna gleba do hodowania i rozwijania własnego wewnętrznego rodzica, żeby samodzielnie móc dać sobie te rzeczy, co do których wykorzystywaliśmy innych. To właśnie to sprawiało, że nie czuli się bezpiecznie przy nas i zwiększali dystans. Nie chcieli brać na siebie takiej odpowiedzialności. Jednak taki spragniony, jeśli pogrzebie głęboko w plecaku, który ciągle nosi, może znaleźć butelkę wody, którą cały czas przy sobie miał, a nawet o niej nie pomyślał, bo się zafiksował na spryskiwaczu.

Leave a Reply

Your email address will not be published.